Pierwszy kontakt z firmą był bardzo pozytywny – osoba, która zadzwoniła, była miła i konkretna. Na miejscu też przywitał mnie pracownik, ale pojawiły się pierwsze problemy – musiałem chwilę czekać, aż znajdzie się kierowniczka. Gdy przyszła, zaskoczyło mnie jej swobodne ubranie jak na rozmowę rekrutacyjną, ale nie uznałem tego za minus.
Sama rozmowa była jednak dziwna i nieprzyjemna. Na początku chciałem pokazać swoje portfolio (dostępne przez kod QR na CV), ale Pani kierownik je jedynie przesunęła palcem i rzuciła „mało”. Później dodała, że takie portfolio to jej graficy robią w godzinę. Dodam tylko, że wiele grafik w firmie pochodzi z AI. Próbowałem wyjaśnić, że tworzę od zera, samodzielnie, co wymaga czasu.
Zapytano mnie też, czemu nie studiowałem grafiki – odpowiedziałem, że ukończyłem technikum, a na ASP się nie dostałem, a prywatnych studiów nie było mnie stać. Odpowiedź? „Ale przecież grafik po studiach zarabia 4800”. Pytanie o to, czy palę, również padło.
Cały czas czułem, że kierowniczka traktuje mnie z góry, choć nie miała pojęcia o pracy grafika. Najdziwniejsze było pytanie: „czy Pan w ogóle chce pracować, bo studia skończył Pan prawie rok temu?”. Mieliśmy sprawdzić moje umiejętności, ale… wszyscy byli na przerwie, więc testu nie było.
W ciągu 30-minutowej rozmowy Pani kierownik przez 10 minut rozmawiała przez telefon z księgową, odbierała pizzę, a do biura kilka razy ktoś wchodził. Polecono mi też „studia na lewo”, żeby uniknąć ZUS-u.
Na koniec zapytałem o wynagrodzenie. Usłyszałem: „umowa zlecenie, 30,50 zł brutto”. Przypominam, że jeśli praca spełnia warunki etatu, to zatrudnianie na zlecenie w celu obejścia prawa jest nielegalne (art. 22 Kodeksu pracy). Zachęcam do zapoznania się z materiałami Państwowej Inspekcji Pracy.
Pokaż więcej >